czwartek, 7 kwietnia 2011

praca*

Znalezienie sobie zajęcia która wygląda w 70% tak, że siedzę i odbieram telefony przy własnym komputerze to na pewno nie jest szczyt marzeń tak samo jak pozostałe 30% które spędzam w leciwym już żółto-złoto-sraczkowato-beżowym Citroenie Berlingo '99, ale fakt że za to siedzenie ktoś mi płaci mocno zmienia postać rzeczy i czyni z niej jedną z podejrzewam lepszych spraw które mnie spotkały ostatnimi czasy. No i jeszcze fakt jakby nie było praca jest u "rodziny" (formalnie nie, ale spirytualnie [nie wiem czy takie słowo istnieje] już na pewno tak). Nie ma więc na co narzekać. Jasne mało to ambitne i twórcze, ale od czegoś trzeba zacząć, jakoś się dorobić tych kilkunastu willi rozrzuconych po świecie i drogich samochodów. Reasumując. Do wszystkiego można dość a że droga czasem bywa wyboista i pod górę... cóż takie jest życie.
Poza tym myślałem że będzie tragicznie, że w ciągu roku po zdaniu prawa jazdy ktoś mnie stratuje, zabije, podpali, ale nic takiego się nie stało. 30 marca minął rok od kiedy mam papierek w portfelu i wszystko jest ok. Jasne to że żółto-złoto-sraczkowato-beżowe Berlingo pod wpływem upływu kolejnych kilometrów jest coraz to bardziej wskazujące do gruntownej naprawy/wymiany na nowy ale nie wpływa to na mnie destrukcyjnie. To francuski cud techniki! 190 428km przebiegu bez większych awarii! To się chyba nawet projektantom tego auta nie śniło! Przywiązałem się do tej kretyńskiej pozycji za kierownicą, zacinających się drzwi przesuwanych, bezużytecznego zamka klapy bagażnika, idiotycznego koloru foteli, pasów i elementów wnętrza (dziwny odcień zieleni, coś jak banknot 100zł) oraz drążka skrzyni biegów który żyje czasem własnym życiem i nie pozwala na wrzucenie wstecznego lub uczucie że grzebiemy kijem w piasku... Teraz już wiem co miał na myśli Clarkson gdy mówi o przywiązaniu do samochodu. Trochę to śmieszne, bo zawsze uważałem że samochody są ładne, albo beznadziejne, albo to Volkswageny**. Teraz patrzę na to w inny sposób, bardziej emocjonalny. Koniec tego, bo zaraz dojdę do wniosku że żółto-złoto-sraczkowato-beżowe Berlingo jest boskie i nie należy go wymienić na nowy.
Skąd u mnie nagła wylewność? Cóż może to kwestia że nie mam nic do roboty? Może że po prostu czuję taką potrzebę? Ważne że coś w tej mojej rozczochranej głowie się dzieje, używam mózgu, nie dopuszczam do zaniku. Odzyskałem swoją ulubioną książkę, co prawda nie konkretny egzemplarz, który nadal znajduje się w Skoczowie, ale kupiłem przez allegro dokładnie takie samo stare wydanie. Więc oby taka sielanka trwała...

* to celowa i sensowna czynność, właściwa tylko człowiekowi, tworząca nowe dobra i wartości, zmierzająca do zaspokojenia rozmaitych potrzeb ludzkich oraz mająca określoną społeczną doniosłość.
** uważam że ta firma produkuje pojazdy, które są pozbawione emocji, stylu i większego sensu

5 komentarzy:

Emilia Koronka pisze...

prawo jazdy... hm. nie mam w planach chyba. przeraża mnie myśl o prowadzeniu samochodu. byłabym beznadziejnym kierowcą. wiem to.

Unknown pisze...

gdzie wiara we własne umiejętności? Emilko?!

Pulawsky pisze...

Czy jakbym życzył powodzenia, to nic by się nie stało?
Zdanie z Volkswagenem niezwykle trafne.

N.O pisze...

ale wiesz, że na samym jeżdżeniu po ryby daleko nie zajedziesz (no chyba że do kauflandu).

Biala pisze...

Jesli chodzi o prace to ostatnio siedzialam w robocie robiac to co zwykle i nagle mi strzelila do glowy mysl "dziewczyno, ty masz 20 lat i skonczylas jako monterka...", nie tak byc nie moze i chyba wlasnie dlatego chcialabym wrócic do kraju na studia, a co do prawka, w moim wypadku wygrywa lek i jeszcze minie troche czasu zanim zdecuduje sie wejsc do samochodu na inne miejsce niz pasazerskie.
Pozdrawiam.

Prześlij komentarz