środa, 18 września 2013

Zmiany

    Ludzie sukcesu, kto to taki zapytacie. Otóż to ludzie którzy osiągnęli coś, co w oczach innych jest sporym osiągnięciem. Czy ja znam ludzi sukcesu? Nie. Ani jednego. Co więcej nikt nawet nie ociera się o ten tytuł. Czy ja chce być człowiekiem sukcesu? To zależy. Sądząc po tym co przeczytałem niżej (czyt. 30 marca 2013) jestem człowiekiem sukcesu już teraz. Nie posiadam długów, jestem na plusie, a co więcej właśnie grzeje swoje cztery litery przed kominkiem. Jednak jeżeli popatrzeć w przód to do człowieka sukcesu brakuje mi jeszcze wiele. Nie myślę jak ludzie by to oceniali, ale jak ja sam widziałbym ten rzekomy SUKCES. Bynajmniej nie podchodzę do tematu jak do podboju kosmosu. Mam kilka rzeczy w głowie które są tylko w mojej czaszce a chciałbym (i na pewno nadal mogę) je mieć. Oczywiście w oczach innych mogą one wcale nie stworzyć ze mnie człowieka sukcesu, ale sama świadomość że to, co było w mojej głowie jest fizycznie w moim posiadaniu już mi wystarcza.
    Dlaczego to piszę? Cóż, po części dlatego, że chciałbym to wreszcie zrobić. Po części dlatego żeby ułożyć myśli, a tutaj i tak tego nikt nie przeczyta. Po części dlatego, że chce mieć to na piśmie, sam przed sobą chcę ustalić priorytety i cele. Gdyby to ktoś przeczytał będzie mnie też zobowiązywało do tego by nie zbłaźnić się i wreszcie ruszyć dupę. Więc w sumie same plusy.
   Znam kilka osób które ocenia ludzi bardzo powierzchownie i strasznie mi to przeszkadza. Oczywiście najbardziej przeszkadza mi to, że mają o mnie też takie a nie inne zdanie, nie próbując się nawet zastanowić dlaczego jestem taki a nie inny, albo czy dla przykładu ich pojęcie jest błędne. No, ale cóż life is hard jak to rzecze napis na zdjęciu Janette które edytowałem i tego nadal się trzymam. Więc tak. Robię to też dlatego że wkurwia mnie pewne środowisko osób które nie ma bladego pojęcia o tym jaki jestem, a nie ma nawet najmniejszej ochoty na to by je zmienić. Nie robię tego na złość komuś, bo to nie o to chodzi. Po prostu to jeden z wielu powodów. Poza tym czy wrzesień to nie jest świetny moment na to by coś zmienić? Nie podpina się to pod noworoczne postanowienia, do urodzin (przynajmniej moich) daleko, nie idę na studia więc to też nie jest problemem. Same plusy! Ponieważ do tematu trzeba podejść ambitnie, ale bez przesady postanowiłem nie brać żadnych dotacji, zapomóg, kredytów czy innych pierdołów. Po prostu pewnego (zapewne deszczowego dnia) udam się do Wadowic (najgorsze miasto ever, prawie tak samo jak Warszawa, o też na W - coś jest na rzeczy) i podejdę do zapewne jakieś znudzonej pani z wypełnionym formularzem i z uśmiechem na twarzy (lub nie, ale to będzie zależało od tego ile stron trzeba będzie poprawić) oznajmię jej a więc osobie pośredniczącej w czymś co albo przejdzie do historii, albo nie (chociaż w sumie obie opcje mogą przejść do historii jakby się nad tym dłużej zastanowić, ale ja nie o tym) że chciałbym założyć firmę - imperium / lux machina / whatever. Ona zapewne pomyśli, "przyszedł naiwniak i jeszcze mądruje", no ale cóż takie to już życie smutnych, szarych ludzi. Mają do tego prawo.
   Dlaczego nie chcę żadnych dotacji, zapomóg, kredytów? Bo to spowoduje, że nie będę chciał tego zrobić (tak to zaprzecza logicznemu myśleniu). Dlaczego? Ponieważ przez rok myślałem o tym w ten sposób i nadal tego nie zrobiłem. Nie wiem czy to kwestia niechęci do wypełniania papierów w bezrobociu, urzędzie pracy, (może to to samo miejsce? Nawet nie wiem), a później wypełniania jeszcze większej ilości papierów, które albo wcale nie pomogą, albo naślą na mnie skarbówkę. Nieważne. Po prostu nie chcę robić tego tak, bo uważam to za "oszustwo" które może szybko odbić się na osobie która bierze taką dotację. Poza tym z tego co słyszę od wszystkich którzy ją wzięli to po roku grzecznie poszli do urzędu i się wypisali z imprezy pod tytułem FIRMA. A tego ja nie chcę. Chcę mieć własną firmę, chcę mieć swoje biuro w domu i chcę coś robić. W końcu.
   To trwa za długo. Nie mam już wymówek, że nie potrafię szyć, czy że to nieodpowiedni moment, bo nie mam pieniędzy. Nie to już wszystko się skończyło. Mam tyle wolnego czasu że mam tumblr, a pieniędzy też mam już na tyle, że poza rachunkiem za telefon i karmą dla kotów zostaje mi jeszcze spoooro do wydania. Więc i na zus się jakoś uzbiera co miesiąc. Poza tym robić coś OFICJALNIE znaczy mieć UBEZPIECZENIE - co jakby na to nie patrzeć dość istotna sprawa, zważywszy że czasami czuję się naprawdę fatalnie. Pomijam takie szczegóły jak emerytura, bo przecież i tak jej nie dostaniemy (hue hue hue). Niejednokrotnie pokazywałem innym, że jak chcieć to móc, a więc pora pokazać sobie. Bez wymówek, bez użalania się nad sobą, bez słuchania Magdy i innych którzy wiedzą najlepiej, ale jednak nie do końca. Czas na zmiany i niech ten wpis będzie ich początkiem. Będzie trudno, to wiem na pewno, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Poza tym jak nie pasuje to łopata i świeże powietrze jest dostępne dla wszystkich...




sobota, 30 marca 2013

nie

jak to w życiu bywa, nic nie jest tak jak miało być

znowu wszystko obraca się w każdym kierunku tylko nie w tym którym powinno

"powinieneś być lepszym człowiekiem" - te słowa zabolały, bardziej niż cokolwiek innego

mam się zmienić, chociaż zawsze byłem taki sam

jestem zły, rozgoryczony i zawsze na nie - kiedy taki nie byłem

powoli zaczynam się gubić w tym co mówią do mnie inni

przeczą temu co mówili dziesięć minut wcześniej


nie potrafię
nie umiem
znowu jestem na nie

nie będę kogoś lubić, bo inni mają taki kaprys
nie będę akceptować tego, że ktoś mnie ma za śmiecia, a ja mam się do niego uśmiechać i pytać co słychać
to oczywiste...

jednak nie dla każdego najwidoczniej

chciałbym zakończyć tą krucjatę nienawiści do całego świata,
przestać narzekać na wszystko i wszystkich
poczuć się wolnym i niezależnym od decyzji innych

to wszystko wymaga czasu
to wszystko wymaga nowych sytuacji, ludzi, doświadczeń

stojąc po kolana w długach nie wyjdziesz na prostą
stojąc po kolana w myślach nie poradzisz sobie ze złością

i znów w punkcie wyjścia
znów na nie
znów nie wiedząc co stanie się chociażby wieczorem

niedziela, 17 marca 2013

za dwa dni skończę dwadzieścia dwa lata
za dwa dni będę oficjalnie bezrobotnym
za dwa dni będę o kolejny krok bliżej
za dwa dni będę o kolejny rok starszy

mam nadzieję i liczę na to, że wszystko będzie dobrze
nareszcie i na stałe


poniedziałek, 11 marca 2013

(...)

mam na koncie 19,48
do zapłaty 388,12 za prąd
nie ma czynszów do zapłaty

wyprowadziliśmy się.
dwa miesiące wcześniej.
udało się.


zyskaliśmy czas
zyskaliśmy siebie

poniedziałek, 18 lutego 2013

co teraz pytam
co teraz?

bywałem spłukany, ale nigdy biedny, bieda to stan umysłu

jestem spłukany

mam 3,24 na koncie
do zapłaty 783zł za prąd (które do teraz nie rozumiem jak zostały naliczone)
czynsz
i w sumie jeszcze jeden...

wypowiedziałem umowę, końcem kwietnia się wyprowadzimy


cieszę się

że ten niekończący się koszmar bycia spłukanym dobiegnie końca i wszystko wróci do normy

straciliśmy 10tys
straciliśmy czas
straciłem zaufanie do samego siebie

więcej już stracić nie mogę

środa, 6 lutego 2013

coraz częściej zastanawiam się dokąd to wszystko zmierza
czy w ogóle dokądś zmierza
czy na końcu tunelu znajdzie się światełko - wyjście czy światełko - pociąg
chciałbym wreszcie coś zmienić, 
odważyć się na realizację siebie, tylko że nie wiem jak się do tego zabrać

usłyszałem dziś wiele,
najgorsze jest to że to sama prawda

chciałbym zacząć wszystko od nowa
bez bagażu
bez poczucia winy
bez wszystkich wspomnień

ot tak, 
po prostu jakbym wysiadł z pociągu w obcym mieście z kilkoma dolarami w kieszeni

niestety życie na tym nie polega
a ja nie zniknę
nie jestem dobrym człowiekiem

znowu się zgubiłem, a reszta jest tylko zasłoną dymną

kolejne obiecywanie sobie, że coś zrobię nie ma sensu
za dobrze znam siebie żeby w to wreszcie uwierzyć

chciałbym położyć się na plaży
zasnąć
czekać na przypływ
albo na sztorm

cokolwiek co mogłoby mnie zniszczyć




wtorek, 15 stycznia 2013

W nowym roku byłem już chory na nieprawdopodobnie egzotyczną morderczą chorobę, która prawie wytargała moje serce w wieczne objęcia Morfeusza. Poza tym uroczym zupełnie pozbawionym sensu zjawiskiem fonetycznym z mitologi nie stało się nic. No może poza tym że Kraków jednak nie jest tym cudownym, gościnnym miejscem co na początku, a mieszkanie w rynku okazuje się jednak cudowne poza aspektami właścicielki a raczej jej niedojebanej księgowej i innych podległych jej ludzi oraz arktycznymi temperaturami spowodowanymi oszczędzaniem na ogrzewaniu. Fakt, że co miesiąc "tracimy" pieniądze które można by przeznaczyć na coś zupełnie innego dało nam do myślenia. To myślenie nie trwało długo, a jednak wnioski są. Wyprowadzka w trybie szybszym niż się spodziewaliśmy czyli późną wiosną. 

Wolna kwota od podatku pozwala mi na większe pole do popisu jeżeli chodzi o ENVY & Charm jednak nie aż takie żebym mógł za to kupić C30... No ale metoda małych kroków nadal będzie obowiązywać i czy sam, czy z czyjąś pomocą osiągnę to co chcę. Znacie mnie przecież. W tym tygodniu zaczynam pracę nad czymś naprawdę spektakularnym, a przynajmniej tak ma to wyglądać w efekcie końcowym. Niecodziennie szyje się sukienkę z czarnego szyfonu do samej ziemi. Oby się udało. I obym szył więcej takich rzeczy, bo naprawdę to cieszy. Swoją drogą samo szycie daje cholerną satysfakcję, a zrobienie czegoś z kawała materiału sprawia diabelną przyjemność. Bluza którą zrobiłem dla siebie jest dokładnie taka jak sobie ją wyobrażałem i służy bardzo dobrze, idealnie na te zimowe dni.