poniedziałek, 28 lutego 2011

nareszcie

   Zaczynam pisać któryś dzień z rzędu, za każdym razem obiecuje sobie że to dociągnę. Zawsze jednak albo coś mi się skasuje, albo stwierdzę że mi się nie chcę i tak dzień po dniu.

  Coraz poważniej myślę nad tymi wszystkimi genialnymi pomysłami które zrodziły się w mojej głowie. Czy uda mi się połączyć mieszkanie gdzie indziej, szkołę i ten właśnie pomysł! Nie wiem czy nie jestem zbyt ambitny. Chciałbym żeby po prostu się udało, żeby jakoś to poszło i wszystko było super. Staram się nie dopuszczać do siebie myśli o tym że coś pójdzie nie tak. Pełen optymizm?

  Żeby nie było tak słodko i różowo dotarło do mnie że za 19 dni przestanę być dziewiętnastolatkiem. Już nie będzie naście i nigdy nie będzie, przekroczę próg który był dla mnie zawsze odległy i niedostępny. Wiedziałem że 18 urodziny przejdą bez echa, ot tak. Mam dowód i mogę zrobić prawo jazdy. Natomiast nie wiedzieć czemu 20 urodziny zawsze były tym co mnie rajcuje i przeraża zarazem. Wiedziałem że ten wiek łączy się to z przeprowadzką, pracą czy zupełnie nowym otoczeniem, ale nigdy nie chciałem sobie tego wyobrażać, zupełnie jakbym się bał czy wszystko pójdzie po mojej myśli. Może ja tylko tak do tego podchodzę, a może to normalne podejście każdego człowieka w tym wieku? Nie wiem, chyba nawet nie chcę wiedzieć. Grunt że nie tracę chwili, żyję pełną piersią i cały czas chcę iść do przodu. Nie spowalnia mnie nic, tylko i wyłącznie ja decyduję o swoim losie. Mogę wreszcie powiedzieć, że jestem szczęśliwy. Jasne wiele mógłbym jeszcze zmienić ale na wszystko przyjdzie pora. Wierzę w to.

piątek, 11 lutego 2011

Zegar

Czas płynie. Wskazówki zegara przesuwają się w prawo, sekunda po sekundzie, minuta po minucie. Tracąc każdą chwilę, ulatania się umysł i dusza. Gdy praca serca powoli ustaje, wdechy powietrza są coraz ostrzejsze. Tlen wdziera się w układ, rani swym odorem komórki i tkanki. Walka jest heroiczna, niesprawiedliwa. Wszyscy zniknęli, słychać tylko niedokręcony kran, wodę uderzającą w stalową powierzchnię. Cichy szum wiatru, gałęzie uderzające w szyby wysokiej kamienicy. Na ulicy stukot kół w oddali słychać ujadanie psa. Miasto zasypia, spowite gęstą mleczną mgłą. Gdy powieki opadają, a powietrze coraz trudniej dostaje się do płuc pojawia się myśl że to już zakończenie. Powolny proces dobiega końca, rzeczywistość zaciera się z imaginacją. Pojawiają się płomienie, parzą niczym lód, niszcząc kolejne obszary układu. Cisza podszyta strachem zalewa na wpół przytomny umysł. Lęk przed nieznanym, obawa o czas, który biegnie nieubłaganie. Zegar tyka coraz wolniej, nierównomiernie, urwane dźwięki, poszarpane sekundy. Czas przestał biegnąć, zatrzymał się.