czwartek, 14 czerwca 2012

brutal life

Życie bywa okrutne, pogoda zmienna, a ludzie fałszywi. Budyń to mój nowy konik, a herbaty pijam więcej niż zimą. Egzystencja sprowadza się do oczekiwania na odpowiedzi od sam nie wiem kogo. Mamy za oknem piękny listopad, wracając o 4 nad ranem z krk (long story bro) przedzierałem się przez mgłę gorszą niż te październikowe. Demotywujące, ale i zarazem pocieszające dla kogoś kto nie przepada za upałami.

Whatever.
Stosik książek, które "kupiłem bo musiałem je przeczytać" robi się coraz niższy. Cieszę się, że wróciłem do czytania. Może to początek czegoś nowego? Może znowu wróci mi wena i chęć do życia? Na te i inne pytania, czas postara się odpowiedzieć - byle szybko!
Za oknem właśnie szaleje burza - coś zupełnie przeciwnego do tego co dzieje się w mojej czaszce. Pod moim sklepieniem nie dzieje się nic. Totalne zero. Czekam na jakieś pierdolnięcie, cokolwiek, coś co pozwoli mi na kolejny ruch. To jednak nie przychodzi - wszystko dzieje się tak wolno, że traci cały impet.

Może czas wyjechać?

Tylko za co?