czwartek, 12 lipca 2012

"Can we dance upon the tables again?"

   Tamtym razem mówiłem, że czekam na jakieś pierdolnięcie w mojej głowie. No cóż, nie wiem co mi do łba strzeliło, ale w piątek jestem umówiony na rozmowę o pracę w H&M w KRK... Nie wiem jak do tego doszło, nie wiem jaką technikę zastosował gość po drugiej stronie, a może to była hipnoza, ale rozmawiałem z nim jak najęty, a dopiero po skończeniu rozmowy i staraniu się otrząsnąć po tym co do niego mówiłem zacząłem sobie uświadamiać jak wielki błąd być może popełnię.  Jednak do odważnych świat należy, a rozmowa o pracę nie jest równoznaczna z tym, że ją dostanę (choć muszę przyznać nieskromnie, że wszędzie gdzie zaniosłem CV panie były bardzo zadowolone).
   Gorsze, będzie to co się stanie jeżeli niedajbożeomójbożegdziejesteś dostanę tą pracę już teraz. Nie mamy nic znalezione, nie mamy nic wymyślone. Liczyłem na to, że trochę potrwa zanim ktoś zacznie dzwonić. Kiedy widzę na telefonie obcy numer boję się odebrać, bo albo dzwonią z banku i proponują mi kredyt lub złotą kartę kredytową, albo to morderca, albo gość z głosem hipnotyzera który namawia mnie do rozmowę o pracę 13 w piątek. Nadal uważam że ludzie są fałszywi i robią tylko pod siebie (dosłownie i w przenośni), ale czy będę wstanie powiedzieć komuś to co chce usłyszeć? Przez telefon powiedziałem takie głupoty, że chyba nawet na egzaminie z historii sztuki takiej wielkiej wody nie lałem. 
   Jestem zirytowany. Nienawidzę lata, chcę już jesień. Czekam na BatForLashes w październiku (o ile dożyję). Poza tymi wszystkim epizodami, wreszcie zarabiam tak jak powinienem od 1,5roku czyli ile godzin przepracuje tyle dostaję. Jest uczciwie i atmosfera jakby stała się mniej gęsta. Problem tylko w tym, że oczekiwanie dyspozycyjności codziennie po 12h zaczyna mnie przerastać. Jasne będę po wakacjach milionerem tylko nie wiem czy będę się w stanie z tego cieszyć. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym już nie wydał odrobinę - kupiłem sobie kolejną parę butów <sic!>. Chyba nawet nie chce wiedzieć która to już. 
   Czuję że powoli idzie w lepszą stronę, tylko że w tym wszystkim nie widzę miejsca na E&C, a to przecież to miało być moim głównym źródłem dochodu. Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo teraz nawet nie mogę pomarzyć o tym żeby coś uszyć, bo albo nie mam czasu, albo nie mam ochoty, albo nie mam kasy, albo nie mam czasu a mam kasę. Miejmy nadzieję, że to zmieni, bo to naprawdę może się udać. 
   Czasami, ale naprawdę tylko czasami, mam ochotę usiąść i nie myśleć. O niczym. O nikim. być znowu tym gościem, co się niczym nie przejmował i miał cały system głęboko w dupie. Który wychodził rano ze słuchawkami na uszach i szedł przed siebie. Jednak to chyba już nie wróci, wiek i sytuacja nie pozwala na taki obrót spraw.