wtorek, 14 sierpnia 2012

sleep

  Ponieważ życie nie jest proste, a wszystko nie układa się zawsze tak jakbyśmy tego chcieli następuje załamanie. Totalne. Jestem rozbity. Sam nie wiem czym i dlaczego. Ciągle boli mnie głowa, mam jakieś rewo-bulgubulgu w brzuchu. Coś wisi w powietrzu...  Może to dlatego że Magda wyjeżdża? Jeszcze nie byliśmy ze sobą osobno tak długo. Wiem, że to śmieszne bo to tylko dwa tygodnie, ale jednak jestem podenerwowany. Czy to kwestia zaufania? Może fakt, że znam jej słabość do spędzania czasu z dziewczynami i Grzesiem który do nich przyjedzie na kilka dni? To jednak nie takie proste jak sobie myślałem. Magda wyjeżdża, ja zostaję z tym wszystkim tutaj a jednym łącznikiem będzie telefon, co więcej jej wiecznie rozładowany. Mam nadzieję, że nic się złego nie stanie, te dwa tygodnie miną szybko, a ona wróci i zaczniemy szukać mieszkania. Naiwnie w to wierzę odpychając wszystkie złe scenariusze i myśli o tym jakie ona potrafi nieszczęścia na siebie ściągać. Może chodzi o coś zupełnie innego? Może w mojej podświadomości coś głęboko z tyłu głowy się wykluwa, ale na razie tylko w snach? Często budzę się w nocy. Zrywam się na równe nogi, wyrywając się z koszmarów, których później nie pamiętam.

czwartek, 9 sierpnia 2012

hope

   Ponieważ jest sierpień tradycji musi stać się zadość i muszę cokolwiek napisać. Jestem totalnie bez życia. Praca to niekończąca się historia. Wir w który wpadłem i nie mogę się wydostać. Bardzo powoli odkładam kolejne pieniądze i są jakieś tam małe, tyci tyci szanse na to, że będziemy mieć na 2 czynsze do przodu na wszelki wypadek. Problem w tym, że nie mamy mieszkania, Magda za kilka dni wyjeżdża do Warszawy na 2tygodnie, a ja zostanę w tym gównie sam. Modle się o czternaście dni deszczu. Totalnego potopu, huraganu, powodzi. No czegokolwiek co umożliwi zamknięcie chociaż basenu. Wiem, że nadzieja matką głupich, ale tylko to mi pozostało. Szczęściem w nieszczęściu okazała się "rozmowa w ha i em", która skończyła się niczym z czego szczerze mówiąc bardzo się cieszę. Jest we mnie za mało ha i em, by tam pracować. Przynajmniej tak to sobie wytłumaczyłem, nieważne.
  Coraz bardziej się martwię, że to wszystko się nie uda, albo potoczy się zupełnie inaczej. Im częściej o tym myślę, tym bardziej obawiam się, że to tylko czcza gadanina i puste słowa. Nie liczę na pomoc innych, liczę tylko na siebie i szczęście. Nie pozostało mi nic, więc mogę ryzykować.
  Brakuje mi rozmów, brakuje mi siedzenia przy czekoladzie, brakuje mi wyśmiewania się z ludzi i słuchania o kolejnych podbojach miłosnych. To wszystko byłoby dużo prostsze gdybyśmy byli na miejscu.  Wiem, że to w dużej mierze zależy ode mnie, ale cholera dlaczego to wszystko jest takie trudne? Nikt nie prowadził mnie nigdy za rękę ani nie mówił co mam robić żeby było dobrze, teraz widzę że to było jednak potrzebne.
Nadal jednak wierzę, że wszystko się ułoży. Znajdziemy mieszkanie, pracę i spokój którego tak dawno nie mieliśmy. Przecież po każdej burzy wychodzi słońce.