czwartek, 9 sierpnia 2012

hope

   Ponieważ jest sierpień tradycji musi stać się zadość i muszę cokolwiek napisać. Jestem totalnie bez życia. Praca to niekończąca się historia. Wir w który wpadłem i nie mogę się wydostać. Bardzo powoli odkładam kolejne pieniądze i są jakieś tam małe, tyci tyci szanse na to, że będziemy mieć na 2 czynsze do przodu na wszelki wypadek. Problem w tym, że nie mamy mieszkania, Magda za kilka dni wyjeżdża do Warszawy na 2tygodnie, a ja zostanę w tym gównie sam. Modle się o czternaście dni deszczu. Totalnego potopu, huraganu, powodzi. No czegokolwiek co umożliwi zamknięcie chociaż basenu. Wiem, że nadzieja matką głupich, ale tylko to mi pozostało. Szczęściem w nieszczęściu okazała się "rozmowa w ha i em", która skończyła się niczym z czego szczerze mówiąc bardzo się cieszę. Jest we mnie za mało ha i em, by tam pracować. Przynajmniej tak to sobie wytłumaczyłem, nieważne.
  Coraz bardziej się martwię, że to wszystko się nie uda, albo potoczy się zupełnie inaczej. Im częściej o tym myślę, tym bardziej obawiam się, że to tylko czcza gadanina i puste słowa. Nie liczę na pomoc innych, liczę tylko na siebie i szczęście. Nie pozostało mi nic, więc mogę ryzykować.
  Brakuje mi rozmów, brakuje mi siedzenia przy czekoladzie, brakuje mi wyśmiewania się z ludzi i słuchania o kolejnych podbojach miłosnych. To wszystko byłoby dużo prostsze gdybyśmy byli na miejscu.  Wiem, że to w dużej mierze zależy ode mnie, ale cholera dlaczego to wszystko jest takie trudne? Nikt nie prowadził mnie nigdy za rękę ani nie mówił co mam robić żeby było dobrze, teraz widzę że to było jednak potrzebne.
Nadal jednak wierzę, że wszystko się ułoży. Znajdziemy mieszkanie, pracę i spokój którego tak dawno nie mieliśmy. Przecież po każdej burzy wychodzi słońce.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz